[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marion Zimmer Bradley
Tłumaczyła: Dagmara Chojnacka
Wydanie polskie: 2001
Wydanie oryginalne: 1982
MGŁY AVALONU
"...Morgan le Fay nie wyszła za mąż, lecz została oddana do szkoły zakonnej,
gdzie stała się wielką mistrzynią magii".
Malory, Morte d'Arthur
PROLOG
Mówi Morgiana...
W moich czasach zwano mnie różnie: siostrą, kochanką, kapłanką, czarownicą,
królową. Teraz rzeczywiście stałam się jedną z Wiedzących i może nadejść czas,
kiedy moja wiedza będzie potrzebna. A jednak, myśląc trzeźwo, zdaję sobie sprawę z
tego, że ostatnie słowo będzie należało do chrześcijan, gdyż świat czarów na zawsze
oddala się od świata, którym rządzi Chrystus. Nie wiodę sporu z Chrystusem, tylko
z jego księżmi, którzy Wielką Boginię zowią demonem i zaprzeczają, iż kiedykolwiek
Ona miała władzę na tym świecie. W najlepszym razie mówią, że Jej moc pochodziła
od szatana. Albo ubierają Ją w błękitne szaty Pani z Nazaretu - która rzeczywiście
na swój sposób posiadała moc - i mówią, że była wieczną dziewicą. Ale cóż dziewica
może wiedzieć o smutkach i trudach ludzkości?
A teraz, gdy świat się zmienił, a Artur - mój brat, mój kochanek, ten, który
królem był i królem być miał - leży martwy (lud powiada, że tylko śpi) na Świętej
Wyspie Avalon, ta historia powinna być opowiedziana. O tym, jak było, zanim księża
Białego Chrystusa nadeszli, by przesłonić wszystko swymi świętymi i swymi
legendami.
Albowiem, tak jak mówię, zmienił się sam świat. Był taki czas, kiedy wędrowiec,
jeśli miał ochotę i znał choćby kilka tajemnic, mógł wypłynąć łodzią na Morze Lata i
dotrzeć nie do Glastonbury pełnego mnichów, lecz do Świętej Wyspy Avalon, gdyż w
tamtych czasach wrota łączące światy unosiły się we mgle i otwierały się wedle woli
i myśli wędrowca. To właśnie jest wielka tajemnica, którą znali wszyscy światli
ludzie w naszych czasach: tym, co człowiek myśli, stwarza wokół siebie świat,
codziennie na nowo.
A teraz księża, myśląc, że to narusza moc ich Boga, który raz na zawsze stworzył
niezmienny świat, zamknęli te drzwi (które były drzwiami jedynie w ludzkich
umysłach) i droga wiedzie już tylko do wyspy księży, obwarowanej dźwiękami
kościelnych dzwonów, które odpychają wszystkie myśli o tym innym świecie,
ukrytym w ciemności. Księża mówią, że jeśli ten świat w ogóle istnieje, to jest
własnością szatana i przedsionkiem do piekła, jeśli nie samym piekłem.
2
Nie wiem, co ich Bóg mógł, a czego nie mógł stworzyć. Wbrew temu, co o mnie
mówią, nigdy za wiele nie wiedziałam o księżach, nigdy też nie nosiłam habitu, jak
ich zakonne niewolnice. Jeśli na dworze Artura w Kamelocie wolano tak o mnie
myśleć, kiedy się tam pojawiałam (gdyż zawsze nosiłam czarne suknie przynależne
Wiedzącej kapłance Wielkiej Matki), nie wyprowadzałam ich z błędu. A już pod
koniec panowania Artura byłoby to nawet niebezpieczne. Dla wygody chyliłam więc
głowę tak, jak nigdy by nie uczyniła moja wspaniała mistrzyni: Viviana, Pani
Jeziora, niegdyś największa, poza mną, przyjaciółka Artura, a potem najzacieklejsza
jego przeciwniczka, także - poza mną.
Ale walka się skończyła; mogłam w końcu pożegnać Artura, kiedy leżał
umierający, nie jako mego wroga i wroga mojej Bogini, lecz tylko jako mojego brata i
jak umierającego człowieka potrzebującego pomocy Matki, tak jak potrzebuje jej
każdy. Wiedzą to nawet księża ze swoją wieczną dziewicą Maryją w błękitnych
szatach; bo w godzinie śmierci ona też staje się Matką Świata.
Tak więc Artur leżał w końcu z głową na moich kolanach, nie widząc we mnie
siostry, kochanki czy wroga, ale tylko kapłankę, Wiedzącą, Panią Jeziora; spoczywał
na łonie Wielkiej Matki, z której się narodził i do której, tak jak każdy, musiał
powrócić. I być może, kiedy wiozłam go łodzią, tym razem nie na wyspę mnichów,
ale na prawdziwą Świętą Wyspę leżącą w skrytym w ciemnościach świecie poza
naszym światem, na wyspę Avalon, gdzie teraz poza mną dotrzeć mogą tylko
nieliczni, Artur żałował wrogości, która stanęła między nami.
Opowiadając tę historię, będę czasem mówiła o rzeczach, które wydarzyły się,
kiedy byłam zbyt młoda, by je rozumieć, albo o zdarzeniach, przy których nie byłam
osobiście, i być może mój słuchacz odwróci się, mówiąc: to pewnie jej czary. Jednak
ja zawsze miałam dar Wzroku. Umiałam też zaglądać w ludzkie umysły; a wtedy
byłam blisko związana z ludźmi, o których opowiadam. Był więc czas, że wszystko, o
czym myśleli, było mi w jakiś sposób wiadome. A zatem opowiem moją historię.
Gdyż pewnego dnia opowiedzą ją także księża, tak jak oni ją widzieli. Może
pomiędzy tymi dwoma opowieściami zajaśnieje promień prawdy.
To jest bowiem coś, czego nie wiedzą księża, ze swoim Jedynym Bogiem i Jedyną
Prawdą: nie istnieje jedna prawdziwa opowieść. Prawda ma wiele twarzy, prawda
jest jak ta stara ścieżka do Avalonu nie tylko od twej własnej woli i od twych
własnych myśli zależy, dokąd droga cię zawiedzie i czy na końcu znajdziesz się na
Świętej Wyspie Wieczności, czy też pomiędzy księżmi i ich dzwonami, ich śmiercią,
ich szatanem i piekłem, i wiecznym potępieniem... ale może jestem dla nich
niesprawiedliwa. Nawet Pani Jeziora, która nienawidziła księży jak jadowitych żmii i
miała po temu słuszne powody, skarciła mnie kiedyś za złe wyrażanie się o ich
Bogu.
"Bo wszyscy Bogowie są jednym Bogiem" powiedziała mi wtedy, jak to mówiła
wiele razy wcześniej i jak ja powtarzałam wielokrotnie moim nowicjatkom, i jak
będzie powtarzała każda kapłanka, która przyjdzie po mnie, "i wszystkie Boginie są
3
jedną Boginią, tak jak jeden jest tylko Inicjator. I każdy człowiek ma swą własną
prawdę i swego Boga w sercu."
Może być więc tak, że prawda unosi się gdzieś pomiędzy drogą do Glastonbury,
Wyspy Księży i drogą do Avalonu, na zawsze zagubioną we mgłach Morza Lata.
Ale oto jest moja prawda; opowiadam ją wam ja, Morgiana, którą w późniejszych
czasach zwano Morgan le Fay.
4
Księga pierwsza
MISTRZYNI MAGII
1
Nawet w środku lata Tintagel był ponurym miejscem; Igriana, małżonka diuka
Gorloisa, spoglądała w morze z przylądka. Wpatrując się w mgły i opary,
zastanawiała się, poczym kiedykolwiek pozna, że dzień i noc są równej długości, by
móc świętować Nowy Rok. Tego roku wiosenne burze były niezwykle gwałtowne.
Dniami i nocami łoskot morza rozbrzmiewał echem po zamku, tak, że w końcu nikt
już nie mógł spać i nawet psy zawodziły żałośnie.
Tintagel... byli wciąż tacy, co wierzyli, że zamek został wzniesiony na tym
urwistym, odległym krańcu długiego cypla wychodzącego w morze, dzięki czarom
starożytnych ludów z Ys. Diuk Gorlois śmiał się z tego i powiadał, że gdyby znał
trochę tych czarów, powstrzymałby nimi morze przed wdzieraniem się w ląd. W
ciągu czterech lat, odkąd przybyła tu jako żona Gorloisa, Igriana widziała jak
ziemia, dobra ziemia, znikała w wodach kornwalijskiego morza.
Długie ramiona czarnych skał, ostre i urwiste, wyciągały się w morze z
nadbrzeża. Kiedy świeciło słońce, bywało jasno i przejrzyście, a niebo i ziemia
błyszczały jak klejnoty, którymi Gorlois obsypał ją w dniu, gdy powiedziała mu, że
nosi ich pierwsze dziecko. Jednak Igriana nigdy nie lubiła ich zakładać. Klejnot,
który w tej chwili zdobił jej szyję, podarowano jej w Avalonie: kamień księżycowy,
który odbijał błękitną jasność morza i nieba; lecz we mgle dzisiejszego dnia nawet
klejnot wyglądał matowo.
We mgle dźwięki niosą się na dużą odległość. Kiedy Igriana odwróciła się plecami
do morza i stała, patrząc w kierunku lądu, wydało jej się, że słyszy stukot kopyt
koni i mułów i głosy, ludzkie głosy, tutaj, w tym opuszczonym Tintagel, gdzie nie żył
nikt prócz kóz, owiec, pasterzy i ich psów, pań z zamku, kilku służących i paru
starców dla ochrony.
Powoli Igriana zawróciła i skierowała się z powrotem do zamku. Jak zwykle, kiedy
stała w jego cieniu, czuła się przytłoczona wynurzającym się z mgieł masywem tych
prastarych kamieni piętrzących się na końcu długiego cypla wychodzącego w morze.
Pasterze wierzyli, że zamek zbudowali Starożytni z ziem Lyonnesse i Ys; w pogodne
dni, jak mawiali rybacy, można było zobaczyć ich stare zamki głęboko pod wodą. Ale
dla Igriany wyglądały one jedynie jak skalne wieże, stare góry i pagórki zatopione
przez wciąż wdzierające się w ląd morze, które nawet teraz wgryzało się powoli w
skały, na których stał zamek. Tutaj, na końcu świata, gdzie morze bez końca
pożerało ziemię, łatwo było wierzyć w zatopione krainy na zachodzie; snuto
opowieści o wielkiej ognistej górze, która wybuchnęła, daleko na południu, a odmęty
pochłonęły tam wielką krainę. Igriana nigdy nie wiedziała, czy wierzy w te opowieści
czy nie.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  • Powered by WordPress, © Świat rzeczywisty jest o wiele mniejszy niż świat wyobraźni