[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

JANE AUSTEN

 WATSONOWIE

 

 

1

 

Pierwszy  zimowy  bal  w  mieście  D.  w  Surrey  miał  się  odbyć  we  wtorek  trzynastego października, i powszechnie sądzono, że będzie wyjątkowo udany. W zaufaniu przekazywano sobie  z  rąk  do  rąk  długą  listę  ziemiańskich  rodzin,  które  zapowiedziały  swoje  przybycie. Optymiści żywili nawet nadzieję, że pojawią się sami Osborne’owie.

Naturalną koleją rzeczy Watsonowie otrzymali zaproszenie od Edwardsów. Edwardsowie byli  dziećmi  szczęścia:  mieszkali  w  mieście  i  trzymali  własny  kryty  powóz.  Watsonowie mieszkali  natomiast  na  oddalonej  o  jakieś  trzy  mile  wsi,  byli  biedni  i  obywali  się  bez zamkniętego  pojazdu.  Mimo  to  zimą,  gdy  urządzano  bale,  Edwardsowie  mieli  zwyczaj  co miesiąc zapraszać ich do siebie, podejmując obiadem i zatrzymując na noc.

Ponieważ pan Watson, odkąd umarła jego żona, czuł się niezdrów, ktoś musiał nieustannie mu  towarzyszyć.  A  jako  że  w  domu  bawiły  tym  razem  tylko  dwie  córki,  z  uprzejmości przyjaciół mogła skorzystać tylko jedna.

Panna Emma Watson dopiero ostatnio powróciła na łono rodziny od ciotki, której pieczy ją powierzono  w  dzieciństwie  –  miał  to  być  więc  jej  pierwszy  bal.  Starsza  siostra,  której zachwyty nad balami nie osłabły ani trochę, mimo że bywała na nich już od dziesięciu lat, wzięła na siebie miły obowiązek odwiezienia Emmy i jej bagażu starą bryczką do D.

Gdy  tylko  obie  usadowiły  się  w  brudnym  powozie,   panna   Watson  

jęła   pouczać   i przestrzegać niedoświadczoną siostrę.

–  Ośmielę  się  powiedzieć,  że  będzie  to  doprawdy  wspaniały  bal.  Zaproszono  wielu oficerów, nie opędzisz się więc od tancerzy. Przekonasz się, że służąca pani Edwards chętnie ci we wszystkim pomoże. Gdybyś nie wiedziała, jak się ubrać, radziłabym ci zapytać o zdanie Mary Edwards, ma ona bowiem bardzo dobry gust. Jeśli pan Edwards nie przegra wszystkich pieniędzy w karty, będziesz mogła zostać na balu tak długo, jak tylko zechcesz, inaczej będzie zapewne  nalegał  na  szybki  powrót  do  domu.  Mam  nadzieję,  że  dobrze  wypadniesz.  Nie zdziwiłabym się, gdyby cię uznano za najładniejszą pannę na sali – nade wszystko dlatego, że będziesz kimś nowym. Może nawet Tom Musgrave zwróci na ciebie uwagę? Radziłabym ci jednak  w  żaden  sposób  go  nie  ośmielać.  Interesuje  się  każdą  nową  dziewczyną,  ale  to okropny flirciarz, który niczego nie traktuje poważnie.

– Chyba kiedyś mi już o nim mówiłaś – odparła Emma. – Kim on jest?

–   Młodym   człowiekiem   z   dużym   majątkiem,   całkowicie  

niezależnym   i   wyjątkowo sympatycznym,  ulubieńcom  wszystkich,  którzy 

go  znają.  Większość  tutejszych  panien  jest albo  była  w  nim  zakochana.  Sądzę,  że  jestem  jedyną,  która  uszła  z  nie  złamanym  sercem, choć byłam pierwszą, na jaką zwrócił uwagę, kiedy przyjechał tu sześć lat temu. Traktował mnie  doprawdy  z  wyjątkową  atencją.  Niektórzy powiadają  nawet,  że  nigdy  później  nie widzieli  już,  by  okazywał  jakiejś  dziewczynie  aż  tyle  sympatii,  choć  przecież  zawsze zachowuje się uwodzicielsko.

– A jak to się stało, że akurat twoje  serce  pozostało  zimne  jak  lód? 

–  zapytała  Emma  z uśmiechem.

– Była po temu pewna przyczyna – odrzekła panna Watson pąsowiejąc. – Los nie obszedł się ze mną łaskawie, moja Emmo. Mam nadzieję, że ty będziesz miała więcej szczęścia.

– Wybacz mi, siostro, jeśli niechcący sprawiłam ci przykrość.

 

 

 

2

– Kiedy poznałam Toma Musgrave’a – ciągnęła panna Watson, jak gdyby nie usłyszała jej słów  –  byłam  nader  mocno  zajęta  pewnym  młodym  człowiekiem  imieniem  Purvis.  Był  on ukochanym przyjacielem Roberta i spędzał mnóstwo czasu w naszym towarzystwie. Wszyscy sądzili, że skończy się to ślubem.

Wyznaniu  temu  towarzyszyło  głębokie  westchnienie,  które  Emma  przyjęła  w  milczeniu. Po krótkiej przerwie siostra na nowo podjęła swą opowieść:

– Zapytasz naturalnie, czemu nie doszło do małżeństwa i jak to się stało, że Purvis poślubił inną  kobietę,  podczas  gdy ja  wciąż  jestem  panną...

·         to  jednak  musisz  zapytać  jego,  a  nie mnie.  Jego  albo  Penelopę.

Tak,  Emmo,  to  ona  kryła  się  za  tym  wszystkim.  Penelopa  jest gotowa posunąć się bardzo daleko, jeśli idzie o zdobycie męża. Zaufałam jej, a ona nastawiła mojego ukochanego przeciwko mnie, w nadziei, że zagarnie go dla siebie. Skończyło się na tym, że zaprzestał swoich wizyt i wkrótce ożenił się z kimś innym. Penelopa przyznała się do swego postępku, ja jednak nie umiałam wybaczyć jej zdrady. To,  co zrobiła, zburzyło moje szczęście. Nigdy nie pokocham żadnego mężczyzny tak, jak kochałam Purvisa. Nie wydaje mi się więc, by rzeczą właściwą było wymieniać go jednym tchem z Tomem Musgrave’em.

–  To,  co  powiedziałaś  o  Penelopie,  jest  doprawdy  okropne  – 

wyznała  Emma.  –  Czy naprawdę   siostra   może   zrobić   coś   takiego  

siostrze?   Rywalizacja   i   zdrada!   Pomiędzy siostrami! Będę się bała

zwierzyć jej z czegokolwiek. A jeśli wcale nie było tak, jak mówisz? Może tylko pozory świadczyły przeciwko niej...

– Nie znasz Penelopy. Nie ma rzeczy, której by nie zrobiła, żeby wyjść za mąż. I nie waha się  mówić  o  tym  wprost.  Nie  powierzaj  jej  żadnych  swoich  tajemnic.  Niech  mój  przykład będzie  dla  ciebie  ostrzeżeniem  –  nie  ufaj  jej!  Ma  na  pewno  swoje  zalety,  ale  gdy  w  grę wchodzą jej własne korzyści, nie wie, co to wierność, honor i skrupuły. Z całego serca życzę jej, żeby dobrze wyszła za mąż, bardziej nawet pragnę tego dla niej niż dla siebie.

– „Niż dla siebie...” Tak właśnie przypuszczałam. Serce tak zranione jak twoje nie marzy o małżeństwie.

–  Masz  rację...  Ale,  jak  wiesz,  musimy  wyjść  za  mąż.  Jeśli  chodzi  o  mnie,  czuję  się doskonale jako panna. Gdybym mogła zostać na zawsze młoda, odrobina towarzystwa i miły bal od czasu do  czasu  wystarczyłyby mi  w  zupełności.  Ale  ojciec  nie  może  nam  zapewnić godziwego utrzymania, a bardzo źle jest zestarzeć się, będąc biedną i wyśmiewaną. Straciłam Purvisa, to prawda, ale niewielu ludzi przecież poślubia swoją pierwszą miłość. Nie odrzucę oświadczyn  mężczyzny  tylko  dlatego,  że  nie  jest  Purvisem.  Nigdy  jednak  nie  zdołam całkowicie wybaczyć Penelopie.

Emma skinęła głową na znak, że się z nią zgadza.

– Ona też ma swoje kłopoty – ciągnęła panna Watson. – Gorzko zawiodła się

na Tomie Musgrave’ie. Gdy znudziłam mu się ja, zaczął się zalecać właśnie

do niej. Penelopa bardzo go lubiła, ale on nigdy nie traktował jej poważnie

i po jakimś czasie porzucił ją dla Margaret. Biedna   Penelopa   była  

bardzo   nieszczęśliwa.   Potem   próbowała   wydać   się   za   mąż   w

Chichester.  Nie  wyjawiła  nam,  za  kogo,  przypuszczam  jednak,  że  chodziło  o  starego, bogatego  doktora  Hardinga,  wuja  przyjaciółki,  którą  pojechała  odwiedzić.  Zadała  sobie mnóstwo trudu i poświęciła temu wiele czasu, ale na razie bez rezultatu. Wyjeżdżając kilka dni temu, powiedziała, że wybiera się tam już po raz ostatni. Jak sądzę, nie miałaś pojęcia, jakie to sprawy wzywają  ją  ciągle  do  Chichester,  ani  co  takiego  skłoniło  ją  do  wyjazdu  ze Stanton akurat w chwili, kiedy ty powróciłaś do domu po tak wielu latach.

– Rzeczywiście, niczego nie podejrzewałam. Żałowałam tylko, że jej wyjazd do pani Shaw wypadł  akurat  w  najmniej  szczęśliwym  dla  mnie  czasie.  Miałam  nadzieję  zastać  wszystkie moje siostry w domu, aby móc od razu z każdą z nich się zaprzyjaźnić.

–  Podejrzewam,  że  doktor  miał  atak  astmy  i  Penelopa  właśnie  z 

tego  względu  doń pospieszyła. Shawowie są całkowicie po jej stronie,

przynajmniej tak mi się wydaje, bo ona

 

 

 

 

3 sama nic na ten temat nie mówi. Powtarza tylko, że nie potrzebuje niczyich rad. Jest zdania, poniekąd słusznego, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.

– Przykro mi z powodu jej kłopotów – stwierdziła Emma. – Nie podobają mi się jednak jej plany  ani  poglądy.  Martwię  się  o  nią.  Ma  chyba  zbyt męskie  i  śmiałe  usposobienie.  Tak uparte dążenie do małżeństwa i narzucanie się mężczyźnie tylko dlatego, że pozwalają na to okoliczności,  to  rzeczy,  które  mnie  szokują.  Nie  potrafię  tego  zrozumieć.  Ubóstwo  jest wielkim złem, ale dla wykształconej i wrażliwej kobiety nie powinno... nie może być złem największym! Wolałabym raczej być nauczycielką w szkole (a nie mogę wyobrazić sobie już niczego gorszego) niż poślubić mężczyznę, który mi się nie podoba.

– Wolałabym raczej robić wszystko inne niż być nauczycielką w szkole – wzdrygnęła się jej siostra. – W przeciwieństwie do ciebie, byłam w szkole, Emmo, i wiem, jakie życie się tam wiedzie.  Podobnie  jak  tobie,  nie  podoba  mi  się  myśl  o  małżeństwie  z  niesympatycznym mężczyzną, ale sądzę, że mogłabym polubić jakiegoś dobrodusznego człowieka o godziwych dochodach. Ciotka wychowała cię pewnie jednak na osobę znacznie bardziej wybredną.  – Wcale nie jestem tego pewna. To, jak zostałam wychowana, musisz wyczytać z mojego zachowania, bo sama nie potrafię tego ocenić. Z czym mam porównać metody ciotki, skoro nigdy nie zetknęłam się z innymi?  – Mimo to po wielu rzeczach poznaję, że jesteś bardzo wybredna. Obserwowałam cię od chwili,  kiedy  przyjechałaś  do  domu,  i  obawiam  się,  że  ten  powrót  nie  wróży  ci  szczęścia. Penelopa będzie z ciebie okropnie drwić.

– To na pewno mnie nie uszczęśliwi. Jeśli wszakże mylę się w swoich opiniach, muszę je zmienić. Skoro nie przystają do mojej sytuacji, postaram się ich wyzbyć, wątpię jednak, by były śmieszne. Czy Penelopa lubi żartować?

– Tak. Ma zawsze doskonały humor i nigdy nie zważa na to, co mówi.

– Margaret jest od niej chyba subtelniejsza, prawda?  –  Tak.  Szczególnie  w  towarzystwie.  Kiedy  ktoś  znajduje  się  obok,  Margaret  jest  samą delikatnością  i  łagodnością.  Ale  w  naszym  gronie bywa  nieco  drażliwa  i  przewrotna. Biedactwo! Żywi głębokie przekonanie, że Tom Musgrave zakochał się w niej poważniej niż w  kimkolwiek  innym  i  cały  czas  oczekuje  jego  oświadczyn.  Już  po  raz  drugi  w  ciągu ostatniego  roku  wyjechała  na  miesiąc  do  Roberta  i  Jane  po  to,  by  sprowokować  go  swoją nieobecnością. Jestem jednak pewna, że się myli i że Tom nie pojedzie za nią do Croydon, tak jak  nie  uczynił  tego  w  marcu.  Tom  nigdy  się  nie  ożeni,  chyba  że  mógłby  poślubić  kogoś naprawdę wyjątkowego. Pannę Osborne na przykład...  – Twoja opowieść o Tomie Musgrave’ie sprawiła, że nie mam zbytniej ochoty go poznać, Elżbieto.

– Obawiasz się go. I wcale ci się nie dziwię.

– Nie, to nie to... Nie lubię go i pogardzam nim.

– Nie lubić i pogardzać Tomem Musgrave’em! Nie, to ci się nigdy nie uda.

Założę się, że będziesz  zachwycona,  jeśli  zwróci  na  ciebie  uwagę.  Mam  nadzieję,  że  z  tobą  zatańczy. Właściwie  jestem  pewna,  że  to  uczyni  –  chyba  że  Osborne’owie  przybędą  na  bal  w  zbyt licznym towarzystwie. W takim wypadku nie będzie zwracał już uwagi na nikogo innego.

–  Hm,  wydaje  się,  że  ma  wyjątkowo  ujmujący  sposób  bycia!  –  stwierdziła  ironicznie Emma. – Cóż, zobaczymy, czy ja i porywający pan Tom Musgrave przypadniemy sobie do gustu. Sądzę, że rozpoznam go,  gdy tylko wejdę do sali balowej.  Musi przecież  mieć  swój urok choć trochę wypisany na twarzy.

–  Zapewniam  cię,  że  nie  znajdziesz  go  na  sali.  Wyruszycie  na  bal

wcześnie,  żeby  pani Edwards mogła zająć dobre miejsce przy kominku, on

natomiast pojawia się zawsze bardzo późno.   Jeśli   zaś   Osborne’owie  

zapowiedzą   swój   przyjazd,   będzie   czekał   na   nich   na podjeździe

i wejdzie do środka dopiero w ich towarzystwie. Powinnam dziś wieczór

czuwać

 

 

 

 

4 nad tobą, Emmo. Gdyby tylko tata dobrze się czuł! Podałabym mu herbatę, przebrała się raz dwa i James zawiózłby mnie do miasta. Dołączyłabym do ciebie, nim rozpoczęłyby się tańce.

– Co takiego? Odważyłabyś się jechać tą bryczką późnym wieczorem?  – Naturalnie. Widzisz, mówiłam ci, że jesteś bardzo wybredna. Oto właśnie przykład. Przez chwilę Emma nie odpowiadała.

– Żałuję, Elżbieto – oświadczyła w końcu – że zapowiedziałaś moje przybycie na ten bal. Wolałabym,  żebyś  to  ty  się  nań  udała  zamiast  mnie.  Tobie  sprawiłby  on  o  wiele  większą przyjemność. Jestem tu obca – nie znam  nikogo  prócz  Edwardsów  –  wątpię  więc,  bym  się dobrze bawiła. Ty zaś, otoczona znajomymi, byłabyś na pewno zachwycona... Ale przecież nie jest  jeszcze  za  późno  na  zmianę!  Zdawkowe  przeprosiny  z  pewnością Edwardsom wystarczą, szczególnie, że twoje towarzystwo ucieszy ich znacznie bardziej niż moje. Ja sama zaś z przyjemnością wrócę do ojca. I nie bój się: poradzę sobie  z tym starym koniskiem w drodze do domu. Jeśli zaś chodzi o twój strój, znajdę jakiś sposób, by ci go przysłać.

– Chyba nie sądzisz, najdroższa Emmo – zawołała wzruszona Elżbieta – że

przystałabym

na coś podobnego? Za nic w świecie! Ale nigdy nie zapomnę ci

wspaniałomyślności, z jaką to zaproponowałaś.  Musisz  mieć  zaiste  dobre 

serce.  Nigdy nie  spotkało  mnie  nic  podobnego! Byłabyś gotowa

zrezygnować z balu po to, żebym ja mogła na niego pójść! Wierz mi, Emmo,

nie jestem taką egoistką, by się na to zgodzić. Nie! Choć mam od ciebie

dziewięć lat więcej, nie odebrałabym ci możliwości pokazania się w

towarzystwie. Jesteś bardzo piękna i byłoby niesprawiedliwe              pozbawiać              cię             

tej              szansy              znalezienia              szczęścia,              jaką              wszystkie otrzymałyśmy. Nie, Emmo,

to nie ty pozostaniesz w domu tej zimy. Jestem pewna, że sama mając dziewiętnaście lat, nigdy nie wybaczyłabym komuś, kto uniemożliwiłby mi pójście na bal.

Emma podziękowała jej za te słowa i przez kilka minut obie siostry jechały w milczeniu. Pierwsza przerwała je Elżbieta.

– Zwróć uwagę, z kim będzie tańczyć Mary Edwards – poprosiła siostrę.  –  Postaram  się  zapamiętać  jej  partnerów  –  obiecała  Emma  –  ale  nie  wiem,  czy zdołam. Wiesz przecież, że wszyscy oni będą mi obcy.  –  Zobacz  tylko,  czy  zatańczy  więcej  niż  raz  z  kapitanem  Hunterem. Mam  co  do  tego poważne obawy. Nie, żeby jej ojciec i matka lubili oficerów, ale jeśli będzie go faworyzować, biedny Sam nie ma już szans. A obiecałam napisać mu słówko o tym, z kim tańczyła.  – Czy Sam zaleca się do panny Edwards?

– Czyżbyś o tym nie wiedziała?

–  A  skąd  mogłam  wiedzieć?  Jakim  sposobem  mogłam  w  Shropshire  usłyszeć  o  tym,  co dzieje się w Surrey? Nie sposób zaś poznać takie niuanse podczas rzadkich spotkań, do jakich w ciągu ostatnich czternastu lat miałyśmy okazję.  – Mimo to dziwię się, że nigdy nie wspomniałam ci o tym w liście. To prawda, że odkąd wróciłaś do domu, byłam tak zajęta naszym biednym ojcem i wielkim praniem, że nie miałam ani chwili, by ci o czymkolwiek opowiedzieć – ale też zakładałam, że o wszystkim już wiesz. Owszem,  Sam  jest  w  pannie  Edwards  od  dwóch  lat  głęboko  zakochany,  choć,  ku  swemu wielkiemu rozczarowaniu, nie zawsze udaje mu się przyjeżdżać na  nasze bale. Niestety pan Curtis  rzadko  może  się  bez  niego  obyć.  Teraz  też czas  w  Guildford  upływa  pod  znakiem chorób.

– Czy sądzisz, że panna Edwards jest naszemu bratu przychylna?  – Obawiam się, że  nie.  Rozumiesz,  to  jedynaczka,  która  dostanie  w  posagu  co  najmniej dziesięć tysięcy funtów.  – Co nie znaczy, że nie może lubić Sama.

– Och, nie! Edwardsowie mierzą wyżej. Jej ojciec i matka nigdy by się na to nie zgodzili. Wiesz przecież, że Sam jest tylko lekarzem. Choć czasami wydaje mi się, że ona go lubi. Ale Mary Edwards jest raczej sztywna i nieprzystępna, nie zawsze więc wiem, co myśli.

 

 

 

5

– Skoro Sam nie jest pewien uczuć tej damy, szkoda, że w ogóle zaprzątał sobie nią głowę.

–  Młodzi  mężczyźni  muszą  sobie  kimś  zaprzątać  głowę  –  odparła  Elżbieta.  –  I  czemuż Sam  nie  miałby  mieć  tyle  samo  szczęścia,  co  Robert,  któremu  dostała  się  nie  tylko  dobra żona, ale także sześć tysięcy funtów posagu?

– Nie wolno oczekiwać, że każdemu z nas z osobna dopisze szczęście – zauważyła Emma.

– Szczęście jednego członka rodziny jest szczęściem wszystkich.  –  Moje  z  pewnością  wcale  jeszcze  do  mnie  nie  przyszło  –  odrzekła Elżbieta,  ponownie wzdychając na wspomnienie Purvisa. – Jak dotąd prześladował mnie pech. A i tobie niewiele wróżę  dobrego,  skoro  nasza  ciotka  tak  głupio  wyszła  ponownie  za  mąż.  No  cóż,  mimo  to będziesz  miała  przynajmniej  udany  bal.  Za  następnym  zakrętem  zobaczymy  rogatki,  a  za żywopłotem  widać  już  kościelną  wieżę.  Tuż  obok  jest  Biały Jeleń.  Nie  mogę  doczekać  się chwili, kiedy się dowiem, co sądzisz o Tomie Musgrave’ie.

Były  to  ostatnie  wypowiedziane  przez  pannę  Watson  słowa,  siostry 

minęły  bowiem właśnie   rogatkę   i   natychmiast   otoczył   je   zgiełk 

miasta,   który   uniemożliwił   dalszą konwersację. Stara kobyła człapała

ociężale; nie trzeba było nawet dotykać lejców, by obrała właściwy zakręt. Raz się tylko pomyliła, próbując stanąć przed  pracownią modystki, ale po chwili  ruszyła  ku  drzwiom  Edwardsów.  Pan  Edwards  mieszkał  w  najlepszym  domu  przy najlepszej  w  mieście  ulicy  i  mógł  żartować  z  pana  Tomlinsona,  bankiera,  że  jego  nowo wybudowana na krańcach miasta rezydencja z zagajnikiem i kolistym podjazdem znajduje się już na wsi. Dom pana Edwardsa był wyższy niż większość budynków w sąsiedztwie i miał po obu stronach drzwi po dwa okna. Okien strzegły węgary i łańcuchy, do drzwi zaś prowadziły kamienne schodki.

– Oto jesteśmy na miejscu – powiedziała Elżbieta, kiedy powóz  stanął.  – 

Dojechałyśmy szczęśliwie,  co  –  według  zegara  na  rynku  –  zabrało  nam  tylko  trzydzieści  pięć  minut.  Dla mnie to duże osiągnięcie, choć Penelopa nie uznałaby tego za żaden rekord. Czyż miasto nie jest  piękne?  Edwardsowie  mają,  jak  widzisz,  wspaniały  dom  i  żyją  naprawdę  na  wysokiej stopie. Zapewniam cię, że drzwi otworzy nam człowiek w liberii i z upudrowanymi włosami. Emma widziała dotąd Edwardsów tylko raz, pewnego ranka w Stanton – poza tym byli jej zupełnie obcy. Choć więc z góry cieszyła się na czekające ją wieczorem rozrywki, czuła się nieco zakłopotana na myśl o wszystkim, co miało je poprzedzać. Rozmowa z Elżbietą także pozostawiła  po  sobie  niemiłe  uczucie.  Ze  względu  na  własną  rodzinę  Emma  z  niechęcią myślała o konieczności zbliżenia się do tak słabo znanych jej ludzi.

W zachowaniu pani i panny Edwards również nie było nic, co natychmiast

zmieniłoby jej zapatrywania.   Matka   rodziny,   choć   bardzo   jej  

przyjazna,   zachowywała   się   niezwykle ceremonialnie  i  z  rezerwą, 

córka  zaś  –  dystyngowana  dwudziestodwuletnia  dziewczyna  w papilotach

– w sposób naturalny przejmowała postawę rodzicielki. Ponieważ Elżbieta

musiała pospieszyć z  powrotem do domu, Emma wkrótce została z  paniami

Edwards sam na sam i szybko   wyrobiła   sobie   o   nich   zdanie,   jako 

że   wyjątkowo   rozwlekłe   uwagi   na   temat wieczornego  balu  okazały

się  jedynymi,  którymi  w  ciągu  półgodzinnego  oczekiwania  na pojawienie się pana domu przerywano milczenie.  Pan  Edwards  miał,  dzięki  Bogu,  usposobienie  milsze  od  swoich  dam.  Wróciwszy  z przechadzki chętnie opowiadał o wszystkim, co mogło zainteresować domowników.

– Przynoszę ci dobrą nowinę, Mary – zwrócił się do córki po wylewnym powitaniu Emmy.

– Osborne’owie z całą pewnością przybędą na dzisiejszy bal. W Białym Jeleniu zamówiono do Osborne Castle na dziewiątą konie do dwóch powozów.

–  Bardzo  mnie  to  cieszy  –  oświadczyła  pani  Edwards  –  gdyż  ich 

przybycie  pogłębia zaufanie,  jakie  ludzie  z  towarzystwa  żywią  dla 

naszych  przedsięwzięć.  Jeśli  rozejdzie  się wieść, że Osborne’owie byli

na pierwszym balu, skłoni to wiele osób do przybycia na drugi. Choć

szczerze mówiąc, ci arystokraci wcale nie zasługują na zaproszenie, bo tak

naprawdę

 

 

 

 

6 ani trochę nie zależy im na zabawie – jak zwykle wszak przyjadą bardzo późno, a odjadą jako pierwsi... Ale obecność wielkich ludzi zawsze ma swój urok.

Pan  Edwards  zrelacjonował  nawet  najdrobniejsze  nowiny zasłyszane  podczas  porannego spaceru i rodzina jęła rozmawiać z nieco większym ożywieniem. Trwało to do chwili, kiedy – zdaniem pani Edwards – nadszedł czas, by się ubierać, i młode damy poproszono grzecznie, ażeby nie traciły dłużej czasu. Emmie przydzielono wygodny apartament i gdy tylko dobre wychowanie pani Edwards pozwoliło jej zostawić gościa samemu sobie, dziewczyna oddała się miłemu zajęciu szykowania stroju. Dopiero teraz po raz pierwszy odczuła błogą radość na myśl o balu.

Dziewczęta ubierały się razem, dzięki czemu – co było nieuniknione – lepiej się poznały.

W ten sposób Emma odkryła, że panna Edwards jest rozsądna, skromna i bezpretensjonalna, oraz że szczerze pragnie być uprzejma. Kiedy więc wróciły do salonu – gdzie pani Edwards siedziała  godnie,  odziana  w  nowy kapelusz  oraz  jedną  z  dwóch  atłasowych  sukien,  jakie sprawiła  sobie  na  zimę  –  obie  panny  zachowywały  się  już  wobec  siebie  swobodniej  i wymieniały naturalniejsze niż dotąd uśmiechy.

Ich stroje poddano natychmiast uważnym oględzinom. Pani Edwards, która

uważała się za osobę  zbyt  staromodną,  by  aprobować  jakąkolwiek 

nowoczesną  ekstrawagancję,  choćby nawet bardzo rozpowszechnioną, wyraziła

– mimo zachwytu, w jaki wprawił ją widok córki – jedynie  zdawkowe 

uznanie.  Pan  Edwards,  nie  mniej  zadowolony  z   wyglądu   Mary,   z

dobroduszną   galanterią   skomplementował   także   strój   Emmy.  

Dyskusja   nad   sukniami poprowadziła ku mniej oficjalnym tematom i panna

Edwards nieśmiało zapytała Emmę, czy mówiono jej już kiedyś, że jest bardzo podobna do swego młodszego brata. Emmie zdawało się, że dostrzegła lekki rumieniec, jaki towarzyszył tym słowom. Jeszcze bardziej podejrzany wydał się jej jednak sposób, w jaki pan Edwards podjął ten temat.  – Moim zdaniem, nie powiedziałaś pannie Emmie zbyt wielkiego komplementu, Mary –zauważył. – Pan Sam Watson to bardzo miły młodzieniec i bez wątpienia znakomity lekarz, ale jego cera jest zbyt często wystawiana na wszelką niepogodę,  tak więc podobieństwo do niego trudno uważać za rzecz pochlebną.  Zmieszana Mary przeprosiła za swój nietakt.

–  Nie  miałam  na  myśli  żadnego  wyraźnego  podobieństwa,  bo  trudno  porównać  ze  sobą dwa tak różne typy urody. To mogło być tylko wrażenie, jakie odniosłam, patrząc na twoją twarz, Emmo. Cerę, a nawet rysy, macie rzeczywiście zupełnie inne.

–  Nie  wiem  nic  o  urodzie  mojego  brata,  jako  że  nie  widziałam  go od  chwili,  gdy  miał siedem lat. Ale mój ojciec uważa, że jesteśmy do siebie podobni.

–  Cały pan  Watson!  –  zawołał  pan  Edwards.  –  Doprawdy  zdumiewasz  mnie,  panienko. Wierzaj mi, że trudno o mniej do siebie podobne rodzeństwo niż wy. Oczy twojego brata są niebieskie, twoje zaś piwne. No i ma on, w przeciwieństwie do ciebie, podłużną twarz oraz szerokie  usta.  Moja  droga –  zwrócił  się  do  żony  –  czy  dostrzegasz  tu  choćby  najmniejsze podobieństwo?

– Nic, nawet najmniejszego – odparła pani Edwards. – Panna Emma Watson

przypomina

mi   ogromnie   swą   najstarszą   siostrę,   chwilami   wygląda   też  

nieco   podobnie   do   panny Penelopy, a raz czy dwa przywiodła mi również

na myśl pana Roberta, ale nie spostrzegłam najlżejszego podobieństwa do pana Samuela.

– Ja też widzę podobieństwo między nią a panną Watson – zgodził się pan

Edwards. – I to duże!   Ale   do   nikogo   innego.   Nie   sądzę,   by  

prócz   najstarszej   siostry   przypominała kogokolwiek z rodziny, i

jestem przekonany, że ona i Sam całkowicie się od siebie różnią.

Rozstrzygnąwszy w ten sposób kwestię, wszyscy udali się na kolację.

– Pani ojciec, panno Emmo, jest jednym z moich najdawniejszych przyjaciół –

powiedział pan Edwards, nalewając gościowi wina, kiedy rodzina zasiadła

wokół kominka do deseru. – Musimy wypić toast za jego zdrowie. Proszę mi

wierzyć, że niedomagania, które zrobiły zeń

 

 

 

7 inwalidę, napawają mnie wielką troską. Nie znałem nikogo, kto bardziej lubiłby zagrać sobie w towarzystwie w karty. I niewiele osób potrafiło zrobić robra w lepszym stylu. Po tysiąckroć żałuję, że został pozbawiony tej przyjemności. Mamy teraz cichy, mały klub wista i trzy razy w tygodniu spotykamy się w Białym Jeleniu. Jakże pani ojciec by się cieszył, mogąc bywać tam z nami, gdyby pozwalało mu na to zdrowie.  – Ośmielę się przyznać panu rację, sir – potwierdziła Emma.

– Ja także żałuję z całego serca, że nie może tam przychodzić.  – Twój klub byłby odpowiedniejszy dla inwalidy, gdyby spotkania w nim nie przeciągały się do tak późna – orzekła pani Edwards.  Była to rzecz, na którą już od dawna stale narzekała.  – Do jakiego „późna”? O czym ty mówisz? – zawołał jej mąż ze szczerym rozbawieniem.

–  Zawsze  jesteśmy  w  domu  przed  północą.  W  Osborne  Castle  wyśmialiby  cię,  słysząc,  że nazywasz tę porę późną – oni tam o północy wstają dopiero od kolacji.

– Nie ma z kogo brać przykładu – odrzekła spokojnie dama.  – Osborne’owie nie mogą być dla nas wzorem. Lepiej, żebyście spotykali się codziennie i kończyli grę dwie godziny wcześniej.

Jakkolwiek   temat   ten   podejmowano   w   rodzinie   Edwardsów   bardzo 

często,   oboje małżonkowie  byli  na  tyle  mądrzy,  by nie  przeciągać 

go  nad  miarę.  Teraz  też  pan  Edwards zwrócił się ku innym sprawom. Wystarczająco długo wiódł już bezczynne miejskie życie, by zaczęło go bawić oddawanie się...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  • Powered by WordPress, © Świat rzeczywisty jest o wiele mniejszy niż świat wyobraźni