[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Michał Błażejewski - J.R.R. Tolkien - Powiernik pieśni
MICHAŁ BŁAŻEJEWSKI
J.R.R. Tolkien - Powiernik Pieśni
„... pieśni zjawiły się żywe wśród ludzi,
przyszły ze swej tajemniczej krainy
i w widomej postaci
chodziły w biały dzień po ziemi...”
„Dwie Wieże”
Andrzejowi Kowalskiemu & Tomaszowi Schrammowi – głównym „winowajcom” tej książki
1. Powiernik Pieśni
W biografii Johna Ronalda Reuela Tolkiena możemy odnaleźć kilka polskich akcentów.
Jego przodkowie ze strony ojca jakieś dwieście lat temu przywędrowali do Anglii, najprawdopodobniej z terenów
podległych ówczesnym władcom Polski. „Nie jestem Niemcem – wspominał pisarz – choć mam niemieckie nazwisko [...],
moje imiona są pochodzenia hebrajskiego, skandynawskiego, greckiego i francuskiego. Poza nazwiskiem nie
odziedziczyłem jednak niczego z języka lub kultury, z którymi było ono u swych początków związane, a po 200 latach
»krew« Saksonii i Polski stała się prawdopodobnie mało ważnym fizycznym składnikiem”
. Do sprawy swego
pochodzenia powrócił kilka miesięcy przed śmiercią w liście pisanym do wydawcy: „Nie rozumiem, dlaczego miałby Pan
łączyć moje nazwisko z tolk (‘tłumacz’ lub ‘mówca’). Jest to słowo pochodzenia słowiańskiego, które zostało przyjęte
przez litewski (tulkas), fiński (tulkki) i języki skandynawskie, a w końcu przez Niemcy północne (język dolnoniemiecki) za
pośrednictwem duńskiego (tolk). Angielski nigdy go nie przejął”
. Poznał język polski (obok wielu, wielu innych), ale
własnych umiejętności w posługiwaniu się nim nie oceniał wysoko. I wreszcie – oboje z żoną zostali pochowani blisko
polskich grobów w wydzielonej rzymskokatolickiej kwaterze cmentarza Wolvercote w Oxfordzie. Można jeszcze doszukać
się kilku słowiańskich akcentów w nazwach występujących w jego książkach.
Przesadą byłoby twierdzenie, iż obecność tych akcentów może mieć jakieś większe znaczenie dla badaczy tekstów
Profesora. Przywołuję te informacje nie w ramach jeszcze jednej akcji „X a sprawa polska”, ale po to, żeby pokazać, jak
krętymi drogami chadzają losy wielu osób i książek i jak z tego „przekładańca” powstaje coś, co zachowuje swoistą
„wielość w jedności”.
Dla przodków Tolkiena ta „wielość” przybierała oczywiście formy bardziej „zachodnie”, podporządkowane w
dodatku konwencjom charakterystycznym dla życia wiktoriańskiego, niezbyt zamożnego mieszczaństwa. Według rodzinnej
tradycji Tolkienowie przywędrowali na Wyspy Brytyjskie z kontynentu, a towarzyszyły temu romantyczne historie
miłosne, tajemnicze i dramatyczne wydarzenia polityczne, zmuszające uciekinierów do pozostawienia pokaźnych
majątków „gdzieś w Europie”. W nowym miejscu zamieszkania trzeba było dawne rodowe ambicje połączyć z
koniecznością pracy. Z czasem rodzina dorobiła się nawet warsztatu wytwarzającego fortepiany – w momencie narodzin J.
R. R. Tolkiena także i te sprawy należały do przeszłości, a teraźniejszość była raczej skromna.
Podobnie egzystowali Suffieldowie – rodzina ze strony matki. Dziadek przyszłego pisarza zarabiał jako
komiwojażer, a niezbyt bogate życie ubarwiały opowieści o „herbowych” przodkach, lordowskich tytułach i innych
dowodach minionej świetności, wśród których fakt „zasiedzenia” Suffieldów na Wyspach bywał koronnym argumentem w
dyskusjach o mezaliansie ich córki Mabel. Dla Suffieldów Tolkienowie długo pozostawali tylko zwyczajnymi imigrantami
„z jakichś Niemiec”.
Rodzice pisarza poznali się w rodzinnym Birmingham i po paru latach nieoficjalnej znajomości (ze względu na
wymienione już powyżej zastrzeżenia) uzyskali wreszcie zgodę na zaręczyny, a później i przyzwolenie na ślub. Ojciec J. R.
R. T., Arthur Tolkien, próbował początkowo pracować w Banku Lloyda, a potem przeniósł się do Południowej Afryki,
gdzie możliwości finansowej stabilizacji były mimo wszystko większe. Został nawet szefem oddziału banku w małym
miasteczku Bloemfontein. Oddział Banku Afrykańskiego konkurować musiał z prężnym Bankiem Narodowym –
zawodowy sukces Arthura Tolkiena uzależniony był więc głównie od jego obrotności i pomysłowości. Arthur wierzył w
swoją dobrą gwiazdę – w początkach 1891 roku sprowadził swoją narzeczoną, a ich ślub odbył się w Kapsztadzie w
połowie kwietnia.
John Ronald Reuel Tolkien urodził się 3 stycznia 1892 roku, a w kilkanaście miesięcy później – 17 lutego 1894
roku – przyszedł na świat Hilary Arthur Reuel. Dzieci chowały się dobrze – niemniej niedogodności klimatyczne,
ekonomiczne i polityczne skłoniły Mabel do wyjazdu z synami do Anglii. Powróciła do rodziców w Birmingham w
połowie 1895 roku i oczekiwała na przyjazd męża. Rodzina jednak nie połączyła się – Arthur zmarł 15 lutego 1896 roku i
został pochowany w Bloemfontein.
Mabel mogła liczyć na procenty od ulokowanych w południowoafrykańskich kopalniach kapitałów (a nie było
tego wiele) i na skromną pomoc ze strony rodziny – swojej i męża, głównie jednak – na własną wytrwałość i zaradność.
Postanowiła sama zająć się edukacją chłopców i trzeba przyznać, iż trafili oni na utalentowanego pedagoga. Synowie
okazali się również dobrymi uczniami — czteroletni John Ronald Reuel (dla rodziny – Ronald) czytał już dość dobrze, a
wkrótce poczynił znaczne postępy w pisaniu. Szczególnie zainteresowała go kaligrafia, lubił także lekcje łaciny i
angielskiego. Francuski nie pociągał go zbytnio – być może gdzieś tu należy szukać źródeł późniejszej „gallofobii”
Profesora.
Nie osiągnął sukcesów w nauce muzyki – lubił jednak rysunki, lekcje botaniki, wyprawy do parku i bezpośredni
kontakt z przyrodą. Drzewa stały się jego prawdziwą, wielką miłością na całe długie życie. Dużo czasu poświęcał lekturze
– tak rodziły się pierwsze fascynacje opracowaniami dawnych mitów i ludowych baśni. Nie lubił baśni Andersena –
1
Za: Przeczytaliśmy dla was – J. R. R. Tolkien: The Monsters and the Critics and Other Essays. Edited by Ch.
Tolkien. Londyn 1983, s. 170. Omówienie książki i przekład fragmentu – M. G., „Gwaihir” 1985, nr 2, s. 5.
2
J. R. R. Tolkien: Listy Profesora. Przeł. A. Sylwanowicz. „Gwaihir” 1985, nr 2, s. 12.
1 / 31
  Michał Błażejewski - J.R.R. Tolkien - Powiernik pieśni
intrygowały go natomiast legendy arturiańskie i opracowania starych nordyckich sag o smokach i bohaterach,
opublikowane przez niezmordowanego Andrew Langa
.
W życiu młodej wdowy i jej synów bardzo duże znaczenie miała religia. Przeżycia i rozmyślania doprowadziły
Mabel do postanowienia, które zaważyło na kontaktach jej i synów z rodzinami Tolkienów i Suffieldów. Mabel
postanowiła przejść na katolicyzm i po kilku miesiącach przygotowań ona i jej siostra, May Incledon, zostały przyjęte do
„papieskiego” kościoła. Dla Suffieldów-metodystów i Tolkienów-baptystów było to szokiem.
Sytuacja odbiła się na finansach wdowy – rodzina cofnęła jej swą pomoc. Te przeciwności umocniły ją tylko; na
przekór wszystkim i wszystkiemu zaczęła wychowywać w wierze katolickiej obu chłopców. Nowa sytuacja finansowa
zmusiła ją jednak do szukania tańszego mieszkania – do tej pory wynajmowali dom na przedmieściu. Po paru takich
przeprowadzkach znaleźli się w dzielnicach niewiele lepszych od slumsów. Początkowo Ronald mógł uczyć się w
wymarzonej szkole Króla Edwarda (kiedyś uczył się tu jego ojciec, w ogóle była to szkoła „z tradycjami”), potem jednak
należało znaleźć tańsze miejsce edukacji.
Dużą pomoc wdowie i chłopcom okazał wtedy jeden z duchownych pobliskiego Oratorium
czterdziestoparoletni
ojciec Francis Xavier Morgan, pół-Walijczyk, ćwierć-Anglik i ćwierć-Hiszpan. Niekonwencjonalny, bezpośredni, hałaśliwy
i wylewny, szybko stał się przyjacielem całej rodziny.
Niski poziom nauczania w nowej szkole zmobilizował Mabel i Ronalda do ubiegania się o stypendium, które
mogłoby umożliwić chłopcu powrót do szkoły Króla Edwarda.
Ronald uczył się dobrze, interesowała go literatura i języki obce, a postępy w nauce bardzo cieszyły jego matkę.
Wiosną 1904 roku Mabel trafiła do szpitala – rozpoznano cukrzycę. Stan ówczesnej medycyny nie gwarantował
wyleczenia. Zmarła 14 listopada, a przed śmiercią wyznaczyła ojca Francisa na opiekuna chłopców. Spadek, który im
pozostawiła, nie był duży – 800 funtów zainwestowanych w Południowej Afryce. Ojciec Morgan przy całym swoim
bezpośrednim sposobie bycia okazał się dobrym strategiem – udało mu się ułagodzić zmobilizowane śmiercią Mabel obie
rodziny (mówiło się o obaleniu testementu i odebraniu „papiście” opieki nad sierotami) i zapewnić dzieciom znośne
warunki nauki i mieszkania. Nikt im już jednak nie mógł zastąpić matki – opiekun, ciotki, gospodynie kolejnych mieszkań
będą dawać dorastającym chłopcom tylko to, co zapewnia egzystencję i przygotowuje do przyszłego życia w
społeczeństwie. Życie z matką, mimo wielu finansowych niedogodności, przynosiło radość i ciepło, obfitowało w odkrycia
nowych opowieści, książek, pozwalało na odmienny od „szkolnego” kontakt z obcymi językami, łączyło także fascynację
religijną z osobistym stosunkiem do matki. Okres ten został dramatycznie zamknięty, ale to najprawdopodobniej on w
dużym stopniu uformował osobowość przyszłego pisarza.
Bracia zamieszkali teraz u jednej z dalszych krewnych. Chodzili do tej samej szkoły Króla Edwarda i dużo czasu
spędzali w Oratorium. Służyli do mszy, rozmawiali z opiekunem, jadali tu posiłki i bawili się z kuchennym kotem. Ronald
miał 13 lat, Hilary -11.
W szkole Ronald mógł rozwijać swoje językowe uzdolnienia. Uczył się łaciny, greki, francuskiego i niemieckiego.
Powoli te zainteresowania j ę z y k a m i przeradzały się w zainteresowania f i l o l o g i ą. Dzięki sporej bibliotece szkoły,
dzięki dobrym pedagogom, wreszcie dzięki przyjaźniom z kolegami o podobnych zamiłowaniach bardzo szybko dotarł do
starych tekstów literackich. Zetknął się z oryginalną wersją staroangielskiego poematu „Beowulff”
, z „Opowieścią o Sir
Gawenie i Zielonym Rycerzu”
i z „Poematem o Perle”
. Pojawiać się zaczęły również książki z kręgu językoznawstwa –
dotarł do podręcznika języka anglosaskiego, poznał także nieco walijski i staronordycki. W tym okresie jego umiejętności
językowe zaczynały znacznie przekraczać wymagania stawiane uczniom.
Wtedy też, początkowo na zasadzie dziecięcych zabaw, pojawiają się próby tworzenia „prywatnych” języków.
Będą one jeszcze bardzo proste, z czasem jednak staną się „pełnoprawnymi” tworami, będą miały własne słownictwo,
ciekawą wymowę, bogatą składnię.
Najpierw pojawi się „animalic” – język wymyślony przez kuzynki Ronalda, a potem przez niego przejęty i
udoskonalony. Potem będzie „nevbosh” – na tyle sprawny, iż można było pisywać limeryki w tym języku. Potem pojawił
się „naffarin”, czerpiący dużo z hiszpańskiego, a raczej z Tolkienowskiej chęci zgłębienia tego języka. Wielkim przeżyciem
stało się spotkanie z „Podręcznikiem języka gockiego” Josepha Wrighta. Od tej pory zabawa zaczęła nabierać cech
poważnych badań językoznawczych – Ronald uczył się rekonstruowania form językowych wymarłych języków gockich, a
3
Andrew Lang (1844-1912), szkocki pisarz i badacz, zajmował się m.in. mitem i baśnią ludową, opublikował
serię książek z opracowaniami różnych baśni.
4
Oratorium Birmingham związane jest ściśle z osobą Johna Henry’ego Newmana (1801-1890), angielskiego
teologa i myśliciela, którego przejście na katolicyzm odbiło się szerokim echem w życiu intelektualnym Anglii. Skupił
wokół siebie społeczność świecką i duchowną. Przed śmiercią otrzymał godność kardynała. Jego liczne pisma publikowane
są nadal, także w Polsce.
5
„Beowulf'”, anonimowy poemat bohaterski, pochodzący najprawdopodobniej z VII wieku, zapisany znacznie
później. Jest najstarszym zachowanym w całości eposem, przedstawiającym pogański świat; pochodzi z kręgu
staroangielskiej literatury. Zmodernizowaną wersję tekstu, w tłumaczeniu A. Przedpełskiej- Trzeciakowskiej, wydano w
Polsce w 1966 roku.
6
„Sir Gawen i Zielony Rycerz”, romans rycerski z XIV wieku, należący do opowieści o Rycerzach Okrągłego
Stołu. Oryginał był wielokrotnie adaptowany przez różnych autorów, m.in. przez Rogera Lancelyna Greena, biografa
Lewisa.
7
„Poemat o Perle”, najprawdopodobniej pochodzący z tego samego okresu, co „Sir Gawen” (i być może nawet
tego samego autorstwa). Uważany za wybitne osiągnięcie średniowiecznej literatury angielskiej. Łączy w sobie elementy
mistyki z tematyką bliską „Trenom” Kochanowskiego. Być może stąd przejął Tolkien koncepcję baśni jako „pocieszenia”.
2 / 31
     Michał Błażejewski - J.R.R. Tolkien - Powiernik pieśni
jednocześnie udoskonalał próby tworzenia własnych języków. Próbował także stworzyć odpowiednie „pismo” i graficznie
opracować kształt każdej głoski. Zaprzyjaźnił się z Christopherem Wisemanem.
Różniły ich przekonania religijne (ojciec przyjaciela był duchownym-metodystą), łączyły zamiłowania językowe
(Wiseman interesował się hieroglifami), sportowe (rugby!) i to coś, co sami nazywali specyficznym poczuciem humoru.
W tym samym mniej więcej czasie, po kolejnej przeprowadzce do nowej kwatery, w otoczeniu Ronalda pojawia
się osoba, która zmieni całe jego późniejsze życie. Edith Bratt była starsza od Ronalda o trzy lata i – podobnie jak on – była
sierotą, którą opiekunowie „upchnęli” w wynajętym przy jakiejś rodzinie pokoju. Miała spore uzdolnienia muzyczne, grała
na fortepianie i marzyła o karierze pianistki. Dziewczyna miała niewielki kapitalik i jej opiekunowie nie widzieli powodu,
żeby muzykowaniem musiała zarabiać na życie.
Ronald i Edith często spotykali się ze sobą – zbliżyła ich do siebie sytuacja rodzinna, jako że oboje byli sierotami,
ich ojcowie umarli bardzo dawno i wychowywały ich same matki (dopiero później Ronald dowiedział się, że Edith była
dzieckiem nieślubnym). Z rozmów zrodziła się pewna zażyłość, a ułatwiło ją to, że mieszkali w tym samym domu i
wynajmowali pokoje u tej samej rodziny. Od zażyłości przeszło do fascynacji, od fascynacji – do zadurzenia. Wkrótce
sprawa dotarła do ojca Francisa a ten zażądał zerwania znajomości.
Uważał, że różnica wieku i wyznania, a także konieczność kontynuowania nauki przez Ronalda, są
wystarczającymi powodami do przerwania tego młodzieńczego romansu. Ronald miał już wtedy szesnaście lat, Edith –
dziewiętnaście, ale w świetle ówczesnych praw nie mogli jeszcze sami o sobie decydować. Ronald zgodził się z wolą
opiekuna, spotkania jednak odbywały się nadal. Młodzi starali się zachować to w tajemnicy – ale to się nie udało.
Zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i zgodnie z planami opiekuna Ronald miał ubiegać się o przyjęcie na
studia. Nie posiadał jednak wystarczającego zabezpieczenia finansowego – należało więc próbować zdobyć stypendium
(niezamożna młodzież często korzystała z tej formy pomocy). Pierwszy wyjazd do Oxfordu w 1909 roku zakończył się
niepowodzeniem. Mógł oczywiście ubiegać się o stypendium w roku następnym – byłaby to jednak już ostatnia jego
szansa. W tej sytuacji należało więc solidniej przyłożyć się do nauki w szkole.
Ktoś „życzliwy” znowu widział oboje młodych w jakiejś herbaciarni i ojciec Francis postawił teraz sprawę ostro:
do uzyskania pełnoletności, tj. do ukończenia 21. roku życia Ronaldowi nie wolno spotykać się z dziewczyną i nie wolno
kontaktować się z nią w jakikolwiek sposób. Młodzi jednak spotykali się nadal. Opiekun Ronalda nazwał to dowodem
wyjątkowej głupoty i złej woli. W końcu Edith postanowiła wyjechać do Cheltenham.
Przez najbliższe cztery lata nie mogli utrzymywać ze sobą żadnego kontaktu. Rozłąkę z ukochaną Ronald przeżył
boleśnie – a może był to tylko przejaw młodzieńczej egzaltacji?
Poważnym błędem ojca Francisa było rozdzielenie młodych, niewinne zadurzenie przekształciło się bowiem w
wielką miłość – przynajmniej ze strony Ronalda. Edith w nowym otoczeniu czuła się dobrze, udzielała się w kościele
parafialnym, nawiązywała znajomości i coraz mniej wierzyła w miłosne zapewnienia młodego chłopaka. Dla niego zaś
zdobycie dziewczyny stało się sprawą ważną. Chciał na nią zasłużyć, uważał ją za ideał swego życia, za osobę godną
wszelkich poświęceń.
Pewne ochłodzenie stosunków z opiekunem wynagradzał sobie Ronald ożywieniem kontaktów z rówieśnikami.
Zauważmy jednak, że ani koledzy i przyjaciele ze szkoły, ani rodzina – bliższa czy dalsza – dosłownie nikt postronny nie
znał historii romansu Ronalda i Edith. O całej sprawie wiedział jedynie ojciec Francis.
Szkoła Króla Edwarda była zwyczajną „dzienną” szkołą, z dobrą tradycją i przyzwoitym poziomem. Nie było tu
atmosfery szkół „dla lepszych sfer”, z pretensjami i internatami, gdzie niejednokrotnie dziecięce fascynacje kolegami
nabierały posmaku homoseksualizmu.
Szkoła Ronalda była oczywiście szkołą wyłącznie męską i w takim otoczeniu Ronald przebywał w czasie nauki u
Króla Edwarda i potem w Oxfordzie. W wieku, w którym wielu młodych odkrywa uroki towarzystwa płci przeciwnej, on
musiał w imię „wierności Edith” – odłożyć wszelkie myśli o romansach i flirtach z siostrami czy kuzynkami swoich
kolegów. Wszystkie radości i odkrycia najbliższych trzech lat — a były to lata równie inspirujące jak te spędzone z matką –
dzielił nie z Edith, ale ze swoimi rówieśnikami. Polubił wtedy te intelektualne spory w męskim gronie, a podział na
„prywatność serca” (dzieloną z Edith) i „prywatność intelektu” (dzieloną z kolegami) pozostanie w jego życiu już na stałe.
W szkolnym życiu Ronalda (a była to ostatnia klasa) wydarzy się jeszcze coś znaczącego.
Z grupy osób zajmujących się szkolną biblioteką wyłoni się T. C., B. S. – Klub Herbaciany, Towarzystwo
Barrowian (od „Barrow’s Stores” – herbaciarni przy Corporation Street). Obok Ronalda i nieodłącznego Christophera
Wisemana w klubie znalazł się syn dyrektora szkoły, Robert Quilter Gilson, i najmłodszy z tej czwórki – Geoffrey Bach
Smith. Wszyscy interesowali się literaturą, językoznawstwem, sztuką. Różne mieli w ramach tych dziedzin upodobania, a z
dzielenia się swoimi zainteresowaniami wyrosła przyjaźń. Wpływali inspirująco na siebie, poszerzali krąg swoich lektur,
dyskutowali godzinami o wszystkim. Tego typu „paczki” nie były (i nie są) czymś nadzwyczajnym wśród nastolatków,
którzy dobrą naukę chcą łączyć z entuzjastycznym przeżywaniem intelektualnych odkryć.
Szkoła dostarczała również możliwości uczestniczenia w Klubie Dyskusyjnym, pozwalała redagować pisma,
dawała okazję do przeżywania sportowych emocji (podczas meczu rugby Ronald doznał kontuzji nosa i języka), ale
dopiero T. C., B. S., mimo iż nie był na miarę naszych Filomatów i Filaretów, dawał młodym ludziom poczucie pełni życia.
W grudniu 1910 roku Ronald jeszcze raz pojechał do Oxfordu i raz jeszcze przystąpił do egzaminów. Tym razem
powiodło mu się i uzyskał stypendium Exeter College. Nie było ono zbyt wysokie – Ronald jednak liczył na pomoc ojca
Francisa i swojej starej szkoły.
Ostatni okres nauki u Króla Edwarda sprzyjał w tej sytuacji swobodnemu udzielaniu się w różnych akcjach
dyskusyjnych, literackich, sportowych i teatralnych. Ronald zagrał w amatorskim przedstawieniu szkolnego teatru – jego
aktorskie umiejętności były znaczne i dziś jeszcze z archiwalnych taśm dochodzi do nas echo niebanalnych interpretacji.
Po pożegnaniu ze szkołą („Czułem się jak młody wróbel, którego wykopano z gniazda na wysokiej gałęzi” –
zanotuje później), podczas letnich wakacji, razem z Hilarym, przyszłym farmerem, przyłącza się do grupy
zaprzyjaźnionych osób i wyrusza na wycieczkę do Szwajcarii. Będzie to jeden z nielicznych kontaktów z dalekim światem.
Nigdy nie będzie wiele podróżował. Z tego wojażu zachowa reprodukcję kiepskiego obrazu – zwykłą kartkę pocztową z
wizerunkiem „Ducha Gór”. Potem dopisze na kopercie z tą kartką: „Zapowiedź Gandalfa...”
Ronald rozpoczął swoje studia w Oxfordzie jesienią 1911 roku. Była to uczelnia z tradycjami – w dobrym i złym
znaczeniu. Większość studiujących stanowili uczniowie z bardzo zamożnych rodzin i to dla nich powołano kiedyś
instytucję „służących”, dbających o wygody swego pana. Studenci posiadali „własne” apartamenty (sypialnię i salonik),
3 / 31
Michał Błażejewski - J.R.R. Tolkien - Powiernik pieśni
„własnych” służących i – obok obowiązków – sporą ilość wolnego czasu. Barwne życie studenckie pochłonęło Ronalda i
na naukę – przynajmniej w początkowym okresie – nie miał zbyt wiele czasu. Tu również grywał w rugby, dużo uwagi
poświęcał klubom dyskusyjnym (sam też założył własny klub) – wszystko to było oczywiście bardziej dorosłe i bardziej
„uczone”, ale ożywione prawie tym samym duchem co T. C., B. S.
Zamożniejsi studenci mogli sobie pozwolić na pewną bezkarność i studiowanie według własnej fantazji i
finansowych możliwości rodziców. Stypendyści musieli jednak pamiętać, iż ich pobyt na uczelni nie jest tylko miłym
spędzaniem czasu i że ze swoich obowiązków należy się kiedyś rozliczyć. Ronald studiował filologię klasyczną a w
ramach dodatkowych zajęć chodził na konsultacje do wspomnianego już tu Josepha Wrighta
.
Wright umiał docenić językoznawcze zainteresowania Tolkiena, a także trafnie ocenić jego rzeczywiste
umiejętności. Ronald powoli uświadamiał sobie obszary własnej niekompetencji – mimo to nie poniechał studenckich
rozrywek. Wright zmobilizował go jednak do skrupulatniejszej pracy nad „prywatnymi” językami. Materiał porównawczy
był pod ręką – biblioteka kolegium była dobrze zaopatrzona. Tolkien odnalazł kilka podręczników języka walijskiego i
przestudiował je dokładnie. Walijski stał się jego ulubionym językiem.
Potem sięgnął po gramatykę fińską i przypuścił szturm na oryginał „Kalewali”. Te doświadczenia poszerzyły nie
tylko jego wiedzę językoznawczą – w sposób już całkiem świadomy zaczął interesować się mitami i starymi tekstami,
które były przekazem tych mitów. Uważał, iż gdzieś tam kryje się zgubione dziedzictwo Brytyjczyków, i już wtedy
zaświtała mu myśl, aby to dziedzictwo odtworzyć i przekazać współczesnym. Z fascynacji walijskim i fińskim narodzi się
kiedyś quenya i sindarin
.
Na polu naukowym Ronald nie odnotował jednak większych osiągnięć, zauważył nawet, iż za mało przykładał się
do pracy i będzie musiał sporo nadrobić, jeżeli chciałby w przyszłości zająć się karierą naukową. Plany te jednak miały
charakter równie mglisty, jak i postanowienie poprawy. Zbliżał się bowiem okres wejścia w pełnoletność, kiedy można
było urzeczywistnić nareszcie inne, równie ważne pragnienie. W kilka minut po północy, 3 stycznia 1913 roku, Ronald
napisał do Edith Bratt obszerny list i ponowił swoje wyznania miłosne, a także małżeńskie obietnice. Odpowiedź przyszła
szybko – Edith donosiła, że zdążyła już zaręczyć się z bratem swej szkolnej przyjaciółki.
Ronald wsiadł w pociągi wyruszył do Cheltenham. Spotkał się z Edith 8 stycznia i tak długo przekonywał ją o
swoim uczuciu, iż dziewczyna zgodziła się wyjść za niego. O tych nieoficjalnych zaręczynach Ronald poinformował
jedynie ojca Francisa. Reakcja kapłana nie była entuzjastyczna – wydawał się jednak tolerować ten związek i można było
nadal liczyć na jego finansową pomoc.
Po powrocie do Oxfordu chłopak zabrał się do nadrabiania zaległości. Złożone przez niego prace pisemne zostały
ocenione bardzo wysoko. Na ten sukces w dużym stopniu złożyły się efekty pedagogicznej działalności Josepha Wrighta,
nie wolno nam jednak nie doceniać osobistego zaangażowania i umiejętności Ronalda. Uczelnia dostrzegła talent studenta,
który kiedyś „wyłożył” się podczas pierwszego ubiegania się o przyznanie stypendium.
Ronaldowi zaproponowano przeniesienie się z filologii klasycznej na angielską.
Było to – jak zauważył przełożony kolegium bardziej zgodne z zainteresowaniami Tolkiena.
Ronald zgodził się i z początkiem letniego okresu nauki w 1913 roku zmienił kierunek studiów.
Interesowały go zwłaszcza dawne dialekty zachodnich hrabstw środkowej Anglii: Często musiał sięgać po
zupełnie nowe dla siebie teksty, a każda taka próba przynosiła dalsze inspiracje naukowe i literackie. Z poematu „Chrystus”
Cynewulfa
przemówiły do niego stare pogańskie mity, ukryte pod szatą mistyki chrześcijańskiej. To stąd, z dwóch linijek
tego poematu, wyprowadził Ronald trop w kierunku mitologii Śródziemia: „Bądź błogosławion, Earendalu, spośród
aniołów najjaśniejszy, na świat posłany między ludzi...
Podobnych odkryć dostarczała mu lektura tekstów staroislandzkich: obu „Edd” – poetyckiej (starszej) i
prozatorskiej (młodszej)
. Pieśni o bohaterach, o bogach i początkach świata, o walce dobra ze złem i o ostatecznej bitwie,
po której być może odrodzi się nowy świat. Te przedchrześcijańskie jeszcze mity, ukazujące świat pełen mądrości i
tajemnic, głęboko oddziałały na Tolkiena.
Po zaręczynach z Edith kwestia wyznania dziewczyny wielokrotnie była omawiana przez narzeczonych. Dla
Ronalda była to sprawa niezmiernej wagi, dla Edith – rzecz kłopotliwa.
Sądziła jednak, iż ten problem uda się załatwić bez rozgłosu i w ostatniej chwili przed samym ślubem. Ronald był
jednak stanowczy – dziewczyna ustąpiła i po przeprowadzce do Warwick (tu nikt jej nie znał) rozpoczęła pobieranie nauk u
jednego z katolickich księży. Ronald tymczasem wyruszył do Francji z dwójką podopiecznych. Sama podróż nie była
przyjemna, jego zdanie o Francuzach nie było najlepsze, a i posada opiekuna niezbyt mu się spodobała. Jesienią 1913 roku
powrócił na swoją uczelnię. W Oxfordzie pojawił się również G. B. Smith, a dwaj inni koledzy z T. C., B. S. – R. Q. Gilson
i Ch.
8
Joseph Wright (zm. 1930), wybitny językoznawca z Oxfordu, poliglota, autor wielu podręczników
językoznawczych. Zaczynał jako samouk i pracownik fizyczny w foluszu. W piętnastym roku życia sam nauczył się czytać
i pisać.
9
Quenya – język elfów Wysokiego Rodu, mowa szlachetna, prastary język ukształtowany jeszcze w Valinorze,
przeniesiony potem do Śródziemia, tu z czasem zarzucony, pełniący funkcje mowy „odświętnej” (Tolkien kreując go
pamiętał o języku fińskim). Sindarin -wywodzący się z prastarej mowy elfów język „codzienny”. Zwany też mową Elfów
Szarych lub elfów z Baleriandu (fonologicznie bliski walijskiemu).
10
„Christ” – mistyczny poemat z VIII w., opowiadający o Drzewie Krzyża i przynoszący wizje końca świata i
ostatecznego osądu rodzaju ludzkiego. Autorem tego tekstu (i innych o podobnym charakterze) jest Cynewulf.
11
Edda – staronordyckie poematy, znane głównie z pochodzącego z XIII wieku staroislandzkiego rękopisu. „Eddę
poetycką” (odnajdziemy w niej wiele imion znanych z opowieści Tolkiena), w przekładzie A. Załuskiej-Strtimberg,
opublikowano u nas w 1986 roku.
4 / 31
    Michał Błażejewski - J.R.R. Tolkien - Powiernik pieśni
Wiseman – rozpoczęli studia w Cambridge. Dopiero teraz i to bardzo oględnie – Ronald powiadomił ich o swoich
zaręczynach. Przyjęli to powściągliwie, Gilson jednak zauważył, iż coś takiego, jak dotychczasowe T. C., B. S., już tak
prędko się nie powtórzy...
Edith przyjęto do kościoła rzymskokatolickiego z początkiem roku 1914. Czuła się w nowej wierze zagubiona i
osamotniona, poza tym – znalazła się w nowym środowisku.
Częste i długie listy Ronalda irytowały ją trochę – narzeczony odrabiał korespondencyjne zaległości i nie żałował
opisów bujnego życia uniwersyteckiego. Ich spotkania ujawniały, że muszą wykazać wiele wyrozumiałości i poświęcenia,
jeżeli mają pozostać ze sobą na stałe. Po wyjeździe Ronalda wszystko na odległość wracało do normy: on znowu pisał
płomienne listy, a ona starała się jakoś pogodzić z nową wiarą i z nową rolą – przyszłej żony przyszłego naukowca.
Ronald natomiast odnalazł w sobie nową energię do pracy. Nabrał także cech „światowca” (o ile pozwalały na to
skromne fundusze), założył kolejny klub dyskusyjny, wiosłował, grał w tenisa, dużo pisał, brał udział w konkursach i
często zdobywał nagrody.
Pieniądze najczęściej przeznaczał na książki. I tak zetknął się z twórczością Williama Morrisa
, tłumacza –
między innymi – „Völsungasaga”
i autora mitopodobnych opowieści.
Z jednej z nich, z „Rodu Wolfingów”, przywędrowała do Tolkienowskiego Śródziemia nazwa Mrocznej Puszczy.
Latem 1914 roku Ronald wyruszył do Kornwalii. Po latach stanie się ona takim „idealnym pejzażem” i posłuży za wzór
krajobrazom z opowieści o Śródziemiu. Spotkał się także z bratem i ciotką, przebywającymi na farmie swych przyjaciół.
Tutaj rozpoczął pisanie poematu o „Podróży Earendela Gwiazdy Wieczornej”. Widać w nim było inspirację
tekstem Cynewulfa, a także zapowiedź późniejszych dojrzałych prób literackich. Ważne jest to, iż w tym utworze Tolkien
zaczął tworzyć podstawy własnej mitologii, W tym samym mniej więcej czasie Anglia wypowiedziała wojnę Niemcom.
Był bowiem rok 1914 i tysiące młodych ludzi zaciągało się do wojska. Ronald – wbrew oczekiwaniom swoich krewnych
(jego brat Hilary zgłosił się już jako trębacz) – postanowił wrócić na uczelnię i kontynuować naukę. Nie czuł się jednak
dobrze, gdyż wszyscy jego znajomi wybierali się na wojnę. W końcu natrafił na informację, iż można przygotować się do
służby wojskowej równolegle z nauką na uczelni, przy czym powołanie do czynnej służby może nastąpić dopiero po
zakończeniu studiów. Ronald zgodził się na to i z początkiem roku zaczął brać udział w szkoleniach wojskowych.
Jednocześnie podjął pierwsze próby stworzenia czegoś w stylu opowieści Morrisa. Jego „Opowieść o Kullervo” korzystała
z wątków „Kalewali” i była pierwszą poważną próbą opracowania legend w postaci wiersza i prozy – nie ukończył jej
jednak.
Bożonarodzeniowe wakacje 1914 roku cały Klub Herbaciany spędził u rodziny Wisemana w Wandsworth. Było to
już ostatnie spotkanie T. C., B. S. Dużo mówili o swoich planach na przyszłość. Ronald czytał im swoje wiersze i
jakkolwiek opinie przyjaciół były krytyczne, postanowił serio obrać profesję poety. Pisał wtedy dużo i niektóre z tych
tekstów pojawiły się potem w „The Adventures of Tom Bombadil”. Utwory te ujawniły już pewną charakterystyczną cechę
postawy Tolkiena jako autora – uważał się bardziej za o d k r y w c ę opisywanych światów, a nie za tego, kto je wymyślił.
Równolegle trwały prace nad kreacją nowych języków i Tolkien dokonał istotnego odkrycia – właśnie: odkrycia.
„Prywatne” języki świetnie nadawały się do zapisywania wierszy i opowieści. Były na tyle precyzyjne, iż mogły
oddawać wszelkie subtelności myśli i uczuć – należało tylko zadecydować, kim są istoty posługujące się tą mową. Sprawa
wyjaśniła się w roku 1915, gdy Tolkien „odkrył”, że języki te należały do elfów, z którymi spotkał się Earendel w czasie
swych podróży. Pojawiły się teraz poematy o tajemniczym Valinorze, o Dwóch Drzewach, rodzących owoce pełne
słonecznego i księżycowego blasku... Zapowiadały one już późniejszy „Silmarillion”.
W czerwcu Ronald ukończył studia i uzyskał możliwość pracy na uczelni. Wojna jednak trwała nadal i trzeba było
wywiązać się z przyjętych zobowiązań. Przydzielono go do Batalionu Strzelców z Lancashire i wysłano do obozu
szkoleniowego. Wojskowy tryb życia działał na niego przygnębiająco. Dostrzegał marnowanie czasu i ludzkiej energii, a
sama wojna była dla niego czymś bezsensownym i przerażającym.
Zaczął się specjalizować w sygnalizacji wojskowej. Kody Morse’a, szyfrowanie, łączność telefoniczna wszystko
to było mu mimo wszystko bliższe niż dowodzenie oddziałem w bezpośredniej walce.
Spodziewano się przerzucenia batalionu Ronalda do Francji. Tolkien postanowił więc uporządkować swoje
sprawy osobiste. Porozumiał się z Edith i przekazał ojcu Francisowi wiadomość o zaplanowanym ślubie. Prosił go również
o uregulowanie spraw finansowych.
Chciał się usamodzielnić i chociaż kapitał po matce był niewielki, a czasy bardzo niepewne, Ronald uważał, że
wraz z dochodami z jego poetyckiej twórczości (właśnie „Oxford Poetry” przyjęło do druku jego wiersz „Goblin Feet”)
będzie to stanowiło pewne zabezpieczenie nowej rodziny. Ślub odbył się 22 marca 1916 roku w Warwick. Dopiero po
ślubie Edith wyznała mężowi, iż była dzieckiem z pozamałżeńskiego związku. Ronald postanowił przejść nad tym do
porządku dziennego. Nowożeńcy udali się na krótki, wojenny miodowy miesiąc, pocieszeni nieco tym, że ojciec Francis
nie tylko przesłał im swoje błogosławieństwo, ale zaproponował, iż osobiście udzieli im ślubu w Oratorium.
Problem jednak w tym, że Ronald powiadomił go o swych planach dosłownie w przeddzień ślubu...
W czerwcu oddział Ronalda został przerzucony do Francji. Przeniesiono ich na front nad Sommę. Walki trwały
długo i bez wyraźnych rezultatów. Wśród żołnierzy przybywało rannych i chorych. Ronald brał udział w przesłuchaniach
niemieckich jeńców, spotkał się także z kolegą z Klubu Herbacianego, z G. B. Smithem. Od niego dowiedział się, że
Gilson poległ pierwszego dnia walk.
Wśród żołnierzy szerzyła się gorączka okopowa. Zachorował również i Tolkien. Z początkiem listopada
przewieziono go do Anglii, do Birmingham. Święta Bożego Narodzenia spędził razem z Edith. Z listu Christophera
Wisemana (był w marynarce brytyjskiej) dowiedział się o śmierci G. B. Smitha. T. C., B. S. przestał istnieć – wojna trwała
nadal, a generałowie i politycy wydawali się nie przejmować tragicznym losem tysięcy młodych ludzi.
12
William Morris (1834-1896), angielski poeta, prozaik, tłumacz, wydawca, plastyk i społecznik. Jeden z
Bractwa Prerafaelitów.
13
„Völsungasaga” – „Pieśń o Völsungach”, wywodzące się z „Edd” opowieści o Sigurdzie (Zygfrydzie) i
Nibelungach, znane u nas lepiej z epiki staroniemieckiej („Pieśń o Nibelungach”), a właściwie z dramatów muzycznych
Ryszarda Wagnera („Pierścień Nibelunga”).
5 / 31
   [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  • Powered by WordPress, © Świat rzeczywisty jest o wiele mniejszy niż świat wyobraźni